3 November 2012

Living with White Rose / Zycie z Biala Roza


Our stay at Blanca´s is nearly finished, we decided to go back on a campsite in Las Reartes where we felt the best and then spend some time in the sourrandings of Iguazu falls. Hmm, even though it was quite all right to live here  we don´t feel like at home;) From the first anouncements of granny we thought we would leanr a lot of things in here but we were mostly fixing poor work of previous volounteeres, but hey ho. If I wanted to write some details I don´t thing I could avoid judging people a bit and this is not what it´s about. There is a lot of books in the house so we managed to get some knowledge on permaculture and different ways of growing the veg. Blanca showed us how to store the seeds and we were busy cleaning some of them and preparing for sale. We (me) spent lots of time cooking and exchanging the recepies. I had to make patatoe pancakes, sauerkraur form the scratch (the polish one is very famous here), and when granny got to know that in my family we make white cheese (quark, twarog) there was no excuse either. We bought a fresh milk from a farmer and I tried very carefully as I´ve never made white cheese on my own before. Luckily all the advises of aunt Ela came handy and I dindn´t overheat the milk, hang it in a cloth the way grandma Helenka used to do (as far as I remember it came out very delicate) and we had delicious cheese to eat:)). And then lazy dumplings. Form granny I learned how to make carrot pancakes, different types of mayonesses and beer! We tried chilean speciality - algue called cochayuyo (cocha -sea, yoyo -weed) which looks rather strange but once you make a soup from it it´s quite tasty.
During the month we managed to turn the garden in a more organised and looked after place, Luke did few constructions which Blanca Rosa really liked. we were learning hoe to construct with adobe which we didn´t enjoy at all, maybe it´s just this method.
We made some felt as well using home mongolian method, the effects to be seen in the photos. It was fun and may be usefull in future. Last night I learnt how to make all sort of infusions, tinturas and home made creams from natural oils - will come handy in my therapies.
After first week full of Blanca´s friends we had three weeks of peacefull existance just with Blanca Rosa,  there are no doors in the house just great big curtains and we could hear every bodily sound there is even though we were living two floors apart. But it was ok - life. For a few days now the hostel is full, one of the guest being charming gentelman from Chile who turns into a monster at night and snores really badly so the nights became a nightmare. And there´s only one bathroom for 8 people which at times is not funny at all. All those things make us appreaciate past three weeks even more;)
All in all it´´s good that we finally made it to El Bolson just to see what it´s all about and experience the myth on our own skins. We will remember the views for sure - absolutely amazing. It was a right time for exploring Patagonia as well, the spring time here is amazing, every corner of a field emanates with sweet fragnace and you can hear mother birds calling their children all the time. That´s all, we´re starting the journey traditionally on Monday morning:))

For the next few weeks we may be a bit out of internet reach and as we´ll be enjoying the nature more we may not be on a blog for a while. Hasta la proxima amigos!



Nasz pobyt u Blanki dobiega konca, postanowilismy wrocic na kemping w Las Reartes gdzie czulismy sie najlepiej, a pozniej spedzic troche czasu w okolicach wodospadow Iguazu. Hmm, choc w miare dobrze sie tu nam mieszkalo nie czujemy sie tu jak w domu;) Z zapowiedzi babci wynikalo, ze nauczymy sie tu bardzo wielu rzeczy, ale pozniej okazalo sie, ze glownie poprawialismy prace innych wolontariuszy, ale spoko. Gdybym chciala opisac szczegoly nie potrafilabym chyba zostawic oceniania innych na boku, a to przeciez nie o to chodzi. Bylo duzo ksiazek wiec wdrazylismy sie w temat permakultury i rozne sposoby uprawy warzyw. Blanca pokazala nam jak sie przechowuje nasiona i oczyszczalismy ich rozne rodzaje przygotowujec je na sprzedaz. Bardzo duzo czasu spedzilismy gotujac i wymieniajac sie przepisami. Musialam zrobic placki ziemniaczane, kapuste kiszona od podstaw (podobno ta polska jest tu salwna), a jak sie babcia dowiedziala, ze w mojej rodzinie robi sie sery to tez nie bylo wyjscia. Kupilysmy swieze mleko i bardzo ostroznie zabralam sie do rzeczy jako, ze nigdy wczesniej nie robilam sama sera bialego. Na szczescie rady cioci Eli sie przydaly, nie przegrzalam mleka, powiesialam w pieluszce jak babcia Helenka (z tego co pamietam to zawsze byl bardzo puszysty) i mielismy pyszny ser:) A pozniej leniwie pierogi. Z rzeczy babcinych nauczylam sie jak sie robi nalesniki z marchwi, roznego rodzaju majonezy oraz piwo! Sprobowalismy tez przysmaku z Chile - algi cochayuyo (cocha- morze, yuyo -chwast), wyglada dosc dziwnie, ale robi sie z tego zupe i jest calkiem smaczna.
W ciagu miesiaca udalo nam sie przemienic ogrod w mejsce troche bardziej zadbane i zorganizowane, Luke wykonal kilka konstrukcji, z ktorych Blanka jest bardzo zadowolona. Uczylismy sie jak sie robi konstrukcje z gliny, co nie bardzo nam przypadlo do gustu, ale moze to tylko ta metoda.
Zabralismy sie tez za wyrob filcu domowa mongolska metoda, efekty na zdjeciach. Bawilismy sie dobrze i moze nam sie to przydac w przyszlosci.
Wczoraj nauczylam sie jak sie robi roznego rodzaju wywary, tintury i domowego wyrobu kremy z naturalnych olejkow - przyda sie w moich terapiach.
Po pierwszym tygodniu pelnym przyjaciol babci mielismy trzy tygodnie spokoju i dzielenia domu tylko z Blanka, nie ma tu drzwi tylko zaslony i slyszy sie doslownie wszystkie ludzkie dzwieki pomimo dzielacych ludzi dwoch pieter. Ale bylo ok - zycie. Od kilku dni hostel jest pelny, jednym z gosci jest uroczy za dnia pan z Chile, ktory niestety chrapie niemilosiernie i noce to koszmary. No i jedna lazienka na osiem osob to srednio smieszne. Wszystkie te okolicznosci pozwalaja nam docenic jeszcze bardziej jak dobrze mielismy tu przez trzy tygodnie;)
W sumie dobrze, ze w koncu dotarlismy do El Bolson i przekonalismy sie na wlasnej skorze jak tu jest. Na pewno piekne widoki, to zapamietamy. Pora na odkrywanie Patagonii jest chyba najlepsza, wiosna jest tu przepiekna, zewszad czuc zapachy budzacych sie do zycia kwiatow i slychac nawolywania ptasich mam. To tyle, ruszamy w tradycyjnie juz w poniedzialek rano:))

Przez kilka kolejnych tygodni mozemy byc troche odcieci od sieci i jako, ze bedziemy sie rozkoszowac natura moze nas tu nie byc za czesto. Hasta la proxima amigos!



Cochayuyo - przed ugotowaniem. - before cooking.

Etapy robienia filcu:) The steps to make felt

Ulozona skrupulatnie welne polewa sie mieszanka goracej wody z mydlem. Once the wool is placed you need to pour it with hot water with soap.
Wielka stopa. Big foot.
Torebka po wyciagnieciu formy. The bag after removal of mould.
And then you throw it and soap it an massage it... A pozniej sie nia rzuca, i namydla i masuje...
Efekt koncowy - buty Luke´a. Final effect - Luke´s shoes.

And this is what you do if you don´t hav etime to make felt. A to co sie robi jak sie nie ma czasu na wyrob filcu.

Feria (market) in El Bolson. Feria (targ) in El Bolson.


Evolution.

Prace  ogrodnicze na zielonym dachu. Gardening on green roof.



Luke amongst the lupinos - famous flower of Patagonia. Luke wsrod lupinow - slynnych patagonskich kwiatow.

Walls of El Bolson. Mury El Bolson.





 



1 comment:

  1. dziekujemy za kolejna dawke przygod uwaznie sledzimy ja i dzieci :) see ya amigos x

    ReplyDelete